2012-01-30 20:34

Ryzyko rynkowe - ciągle się uczymy i nic z tego nie wychodzi

Co jakiś czas NBP publikuje różne ciekawe informacje dotyczące rozwoju polskiej gospodarki. Do jednych z cyklicznych raportów należy "Informacja o kondycji sektora przedsiębiorstw...", gdzie jak już sama nazwa dokumentu mówi, badane są najważniejsze czynniki wpływające na stan polskiej przedsiębiorczości. Raporty zawierają analizy dotyczące płac, zatrudnienia, popytu i produkcji, kursów walut itp. Lektura bardzo interesująca, bowiem opierająca się na ankietach przeprowadzanych wśród przedsiębiorców - zatem dane pochodzą bezpośrednio od źródła.

Bardzo ciekawych informacji dostarcza tabela podsumowująca główne bariery mające wpływ na rozwój przedsiębiorstwa. Co ciekawe, spośród takich czynników jak: niski popyt, zmiany kursowe, wzrost cen surowców, zatory płatnicze, niepewność co do przyszłości i konkurencja, wśród liderów od wielu lat znajdują się trzy pierwsze wskaźniki. Można śmiało powiedzieć, że popyt na dany produkt jest w dużej mierze uzależniony od dwóch pozostałych czynników, czyli zmian kursu walutowego oraz zmian cen surowców. Pytanie które nurtuje jest bardzo proste - czy tak musi być? A może zmiany cen (czy to cen towarów czy kursów walut) powinny być dla rodzimych przedsiębiorców dodatkowym atutem i przewagą konkurencyjną? Oczywiście byłoby tak gdyby polscy przedsiębiorcy podchodzili profesjonalnie do zarządzania ryzykiem rynkowym. Niestety, nawet w dużych przedsiębiorstwach często nie ma działu zarządzania ryzykiem, nie ma odpowiednich osób które mogłyby "wziąć byka za rogi". Nagminne jest założenie, że ryzykiem kursowym może zajmować się dyrektor finansowy, główna księgowa czy specjalista ds. controllingu. Niestety, w natłoku codziennych zajęć, pracownicy tacy skupiają na zarządzaniu ryzykiem rynkowym ułamek procenta swojego czasu pracy. Zatem widać ogromną dysproporcję pomiędzy czasem i nakładem pracy poświęconym na zarządzanie ryzykiem kursowym a wpływem tego ryzyka na funkcjonowanie przedsiębiorstwa.

Rynek walutowy jednak nigdy nie śpi, działa 24 godziny na dobę, rynek towarowy z uwagi na fakt, że handel towarami odbywa się w głównej mierze w Londynie czy za oceanem, także wykracza poza ramy standardowego dnia pracy w Polsce. Wszystko to rzutuje niewątpliwie na skuteczność zarówno samego procesu zarządzania ryzykiem (o ile takowy występuje) jak i podejmowanych decyzji co do transakcji zabezpieczających. Obserwowanie zmian zachodzących na rynku walutowym czy towarowym, śledzenie raportów oraz zawartych transakcji zabezpieczających, przygotowywanie strategii zabezpieczających dla przedsiębiorstwa i zawieranie transakcji w bankach czy na giełdach to praca, która wymaga wielu poświęceń. Wiedzą to ci, którzy kiedykolwiek dokonywali sami transakcji na rynku.
Jakie tego są konsekwencje? Kryzys opcyjny wśród eksporterów, awersja do transakcji zabezpieczających i instrumentów pochodnych, brak strategii zarządzania ryzykiem i w efekcie końcowym bariery rozwoju - gdzie być albo nie być przedsiębiorstwa zależy od tego czy kurs walutowy wzrośnie czy spadnie o kilka groszy. Wszystko wydaje się w porządku, jeśli przedsiębiorca jest świadomy swojego ryzyka. Niestety często spotykanym zjawiskiem jest brak podstawowej wiedzy o instrumentach zabezpieczających, o tym jak działa rynek, gdzie można oszczędzić na transakcjach zabezpieczających i jak negocjować ceny instrumentów pochodnych z bankiem.

Idziemy za ciosem - w raporcie także NBP zatytułowanym "Sytuacja przedsiębiorstw w III kw. 2011 roku", możemy odszukać taką oto interesującą informację: "z badań ankietowych prowadzonych przez NBP wynika, że odsetek firm zabezpieczających się przed ryzykiem kursowym zmniejszył się z ok. 41% w latach 2006-2008 do ok.  31%  w  latach  2009-2011  (analizie  poddano  wyłącznie grupę  importerów  i  eksporterów)". Brak mi słów aby to odpowiednio skomentować ale oznacza to ni mniej ni więcej, że kryzys opcyjny i błędne informacje ukazujące się w prasie spowodowały, że przedsiębiorcy jeszcze bardziej zniechęcili się do instrumentów pochodnych oraz zarządzania ryzykiem. Jest to wypadkowa po raz kolejny niewiedzy na temat istoty problemu - rozróżnienia opcji egzotycznych od opcji waniliowych, transakcji zabezpieczających od spekulacyjnych. Co więcej, problem z opcjami wynikał także często z niewiedzy oraz braku odpowiedniej kadry, która byłaby odpowiedzialna za proces zarządzania ryzykiem. Traktowanie po macoszemu czynników, które w sposób znaczący o ile nie większościowy, wpływają na pozycję przedsiębiorstwa na rynku oraz kondycję finansową jest co najmniej wielką nieodpowiedzialnością ze strony kadry zarządzającej i właścicieli tychże przedsiębiorstw. Takie traktowanie sprawy prędzej czy później spowoduje, że rodzimi przedsiębiorcy będą skazani na kolejny kryzys - czy to spowodowany nowymi instrumentami pochodnymi wprowadzonymi tylnymi drzwiami bądź samymi zmianami kursów walutowych czy cen towarów. W chwili obecnej swoje ciężkie chwile przeżywają importerzy ale w razie umocnienia PLN trwoga zawiśnie nad eksporterami. A wtedy PKB Polski nie będzie wynosiło ponad 4%, a bezrobocie nie zatrzyma się na 12%.
 

—————

Powrót


Przedstawione, w dystrybuowanych wpisach, poglądy, oceny i wnioski są wyrazem osobistych poglądów autora i nie mają charakteru rekomendacji do nabycia lub zbycia albo powstrzymania się od dokonania transakcji w odniesieniu do jakichkolwiek walut lub papierów wartościowych. Poglądy te jak i inne treści wpisów nie stanowią "rekomendacji" lub "doradztwa" w rozumieniu Ustawy z dnia 29 lipca 2005 r. o obrocie instrumentami finansowymi. Wyłączną odpowiedzialność za decyzje inwestycyjne, podjęte lub zaniechane na podstawie wpisu lub z wykorzystaniem wniosków w nim zawartych, ponosi inwestor. Autor jest również właścicielem majątkowych praw autorskich do wpisów. W szczególności zabronione jest kopiowanie, przedrukowywanie, udostępnianie osobom trzecim i rozpowszechnianie wpisów w całości lub we fragmentach bez zgody autora.